Dzieje się czasem tak, że ludzkie okrucieństwo i brak empatii wobec innych istot żywych przechodzą poza wszelkie granice wyobrażenia. Właśnie taki przypadek zdarzył się w sierpniu poprzedniego roku, kiedy pewien 24-letni mieszkaniec Siemianowic Śląskich podpalił swojego domowego kotka. Ten czyn okrutnego znęcania się nad zwierzęciem wstrząsnął lokalną społecznością.

Wszystko zaczęło się pewnej nocy, gdy do jednej z siemianowickich lecznic weterynaryjnych wpadł roztrzęsiony młody człowiek. Przytulał do siebie małego, cierpiącego kotka. Zdaniem lekarza weterynarii, stan zwierzęcia był tak poważny, iż niemalże agonalny. Nie mogąc pozostać obojętnym na widok tak olbrzymiego cierpienia zwierzęcia, weterynarz natychmiast skontaktował się z policją, co dało początek śledztwu.

Tatiana Lukoszek, rzeczniczka siemianowickiej policji, podała okoliczności tego makabrycznego incydentu. Jak tłumaczy, już na wstępnym etapie śledztwa ustalono, iż młody człowiek dzień przed zdarzeniem użył w swoim domu gazu pieprzowego. Gdy biedne zwierzę zaczęło słabnąć i odczuwać skutki hipotermii, oprawca związał mu łapy za pomocą taśmy klejącej, a następnie próbował go ogrzać… używając do tego celu świeczek.